Historia Dying Light 2 może być trochę mniej podobna do Fallouta
[źródło elementu iframe=//www.youtube.com/embed/UwJAAy7tPhE]
Techland opublikował w tym roku nowe szczegóły dotyczące fabuły Dying Light 2, po latach mało lub wcale informacji o grze. Teraz mamy pewne wyobrażenie o tym, co stało się ze światem po przygodach w Harran w pierwszej grze i jaką postacią będziemy grać. Najwyraźniej będziemy też musieli brać udział w polityce frakcji, aby awansować w grze.
Według Techland, gra podąża za Aidenem Caldwellem, freerunnerem, który wykonuje dorywcze prace dla ludzi w The City, jednym z ostatnich ludzkich miast na świecie. Świat został zdziesiątkowany przez wirusa, z którym ostatnio walczyliśmy w Harran, a ludzkość powoli wymarła w ciągu ostatnich dwudziestu lat. Aiden powraca do Miasta z powodów związanych ze swoją mroczną, tajemniczą przeszłością i będzie miał swój udział w ustaleniu losu Miasta. Sprzymierzy się lub uczyni wroga z różnych frakcji, które walczą o kontrolę nad Miastem, w tym Ocalałych, Strażników Pokoju i Renegatów.
A więc… postapokaliptyczny świat, w którym większość ludzkiej cywilizacji jest skupiona w obskurnych miastach, a postać gracza musi wybrać frakcję, którą chce wspierać, pomimo wyborów, które na pierwszy rzut oka wydają się dość nędzne? Brzmi dla mnie strasznie jak gra Fallout. Prawdopodobnie nie jest to niespodzianką, ponieważ, przynajmniej dopóki nie został wyrzucony z gry, scenarzysta Fallout: New Vegas, Chris Avellone, był główną postacią w rozwoju gry.
Nie ma nic złego w byciu podobnym do Fallouta — to świetna seria, w którą wiele osób lubiło grać. Ale nic w oryginalnym Dying Light nie wydawało się wołać o tego rodzaju zmianę historii. To trochę zbyt uproszczone, trochę za bardzo przypomina grę, w którą wszyscy już graliśmy. Wydaje się również, że polityka miejska nie może być aż tak skomplikowana, jeśli może na nią wpływać jeden freelancer.